Menu

piątek, 12 lutego 2016

Magonia - niebo pełne statków

Dzisiaj skończyłam czytać "MAGONIĘ" i pomyślałam, że od razu dodam co nieco. Bo inaczej pewnie zrobiłabym to za miesiąc albo i jeszcze później, kiedy byłabym już pewnie wciągnięta w zupełnie inny świat.


Szczerze powiedziawszy sięgając po tę książkę Marii Dahvany Headley spodziewałam się czegoś zupełnie innego, ale nie jestem zawiedziona, raczej milej lub mniej miło zaskoczona. Nie spodziewałam się z pewnością wszystkich tych pomysłów, ptaków, powiązań jakie proponuje nam autorka. Z początku trudno było mi się przyzwyczaić do świata Magonii, do istot, które żyją nad nami choć nie zdajemy sobie z tego sprawy. Jednak po niedługim czasie spodobało mi się to bardziej niż mogłabym przypuszczać. Książka od pierwszej strony wciąga, dlatego przeczytałam ją niesamowicie szybko. Niesamowite także są powiązania z autentycznymi zdarzeniami jakie miały miejsca, spodobało mi się połączenie zmian atmosferycznych i w sumie większości rzeczy, które nas otaczają z tym zupełnie innym, nowym światem w jaki wkraczamy, zanurzając się w powieści.
Historia zaczyna się od dziewczyny. Chorej dziewczyny. Dusi się powietrzem. Jak to możliwe? Aza Ray - bo tak ma na imię dziewczyna - od zawsze jest na coś chora, nikt jednak nie wie na co i nie da się jej pomóc. Jej życie polega na ciągłych wizytach w szpitalach, jednak ma kochanych rodziców, którzy zawsze ją wspierają. Choć ona nie zawsze potrafi to docenić. Aza Ray nie jest zbyt popularna i lubiana, chyba że za bycie popularnym uważamy wytykanie palcami "to ta chora". Aza ma jednak przyjaciela, który od zawsze jest przy niej, chłopak ma na imię Jason i jest niesamowicie mądry. Razem tworzą nietypową parę, potrafią się przegadywać godzinami, chwaląc się nowymi wiadomościami. Wszyscy zdają sobie sprawę, że Aza Ray umiera i że nie zostało jej wiele czasu, jednak mimo to, kiedy nadchodzi ten moment nikt nie jest na to gotowy. Dziewczyna odchodzi z tego świata, ale... No właśnie... ale trafia do zupełnie innego miejsca. Tak dokładniej, to na statek: Aminę Pennarum. Okazuje się, że dziewczyna przez całe swoje krótkie (bo tylko prawie szesnastoletnie), dotychczasowe życie mieszkała w nie swoim "świecie". Jej miejsce bowiem było nad chmurami, gdzie mogła w pełni sprawnie oddychać, gdzie mogła wreszcie żyć. Dziewczyna jednak tęskniła za domem, za przyjacielem, za rodziną. Miała rozdarte serce. A później było tylko gorzej, kiedy musiała wybierać między Ziemią, a Magonią. Co powinno być dla niej ważniejsze? Miejsce w którym się wychowywała, ale w którym nigdy w pełni nie mogła być sobą, czy miejsce, w którym się urodziła, w którym czuła się na odpowiednim miejscu?
Trochę o miłości, trochę o nienawiści, o przynależności, niewoli, władzy. Wszystkiego tu po trochu. z jednej strony to dobrze, jednak z drugiej nachodzi nas czasem myśl "czy nie za dużo tu tego wszystkiego?" ale mimo to przynajmniej w moim wypadku - czytamy dalej... 
Azę Ray odebrałam na początku jako osobę podchodzącą do wielu rzeczy z ironią, jednak kiedy nie ma jej już w "naszym" świecie jest jakby zupełnie inną osobą. Jednak ją polubiłam odwrotnie do większości bohaterów pochodzących z Magonii, których niestety nie mogłam znieść. Tylko czekałam aż czasami głupiutka Aza w końcu zrozumie, jacy są naprawdę. 
Z pewnością koniec daje nam do zrozumienia, że możemy spodziewać się drugiej części. Książka czasem potrafi zaskoczyć, a czasem jest przewidywalna, ale myślę, że warto znaleźć chwilkę i ją przeczytać, mimo paru wad. Na pewno trzeba się przygotować na zderzenie z tak niewiarygodnymi rzeczami, że czasem trudno to sobie nawet wyobrazić. Ale myślę, że było warto. Miłej lektury ;) 
LBM  


"Czasem nawet śmierć nie kończy cierpienia."
Maria Dahvana Headley – Magonia


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz