Menu

niedziela, 22 listopada 2015

Tajemy Ogień

Niedawno wspominałam o nowej książce, którą przywiozłam z niesamowitego wydarzenia - jakim były targi książki. Skończyłam czytać ją już jakiś czas temu, ale oczywiście (jak zwykle) nie znalazłam czasu, żeby dodać co nieco o niej na bloga. Dzisiaj więc - jestem. I zamierzam zanudzić Was kolejną pozytywną "recenzją" o dobrej książce. Zamierzam się jednak bronić, bo przecież nie sięgałabym po złą książkę! Tak naprawdę to na te nudniejsze historie po prostu nie chcę marnować przyciśniętych klawiszy.


Dobrze, koniec tych dziwnych przemyśleń. Książką, o której mówię jest "Tajemny Ogień", jak już z pewnością wiecie (chociaż wcale nie ma tej nazwy w tytule...) Kontynuując... autorkami książki są: C.J.Daugherty oraz Carina Rozenfeld. Akcja rozgrywa się we Francji oraz Anglii, opowiada o dwójce bohaterów; Taylor Montclair i Sachy Winters. Taylor jest przykładną uczennicą, ma chłopaka oraz dobrą przyjaciółkę, mieszka z matką oraz siostrą, prowadzi w miarę szczęśliwe życie. Jednak jak można się spodziewać, coś w końcu może pójść nie tak. W chwilę może wszystko się zmienić. Taką chwilą może być rozmowa z innym uczniem przez internet, powrót do domu, pokłócenie się z chłopakiem. I życie, które wydaje się zupełnie zwyczajne zmienia się w istny kalejdoskop dziwnych wydarzeń.
Natomiast Sacha to chłopak, który w życiu nie zaznał normalności, a przynajmniej od dłuższego czasu nie wie co to takiego. Od czasu kiedy dowiedział się, że umrze w swoje 18 urodziny normalne życie po prostu nie ma dla niego sensu. Przecież i tak umrze... (takie podejście do sprawy jest trochę dziwne, przecież i tak umrzemy... Ale pomińmy ten fakt) Sacha ma mało czasu i nie ma pojęcia co zrobić. Wie jedno - jeśli ktoś go zabija przed osiemnastymi urodzinami to tak jakby wcale tego nie robił. Chłopak bowiem odradza się, za każdym razem jednak śmierć jest trudniejsza, albo może powrót do życia jest gorszy?
Co łączy tę dwójkę? Coś przecież musi. Ktoś chce żeby tych dwoje się spotkało, ale jest też ktoś kto za wszelką cenę chce trzymać tych dwoje z daleka od siebie. Jest dużo rzeczy które Taylor i Sacha nie wiedzą, czy zdążą odkryć prawdę zanim będzie za późno? Jak zwykle pozostawię wiele pytań bez odpowiedzi. Książka wciąga od pierwszych kartek. Z każdą stroną coraz "trudniej" się ją czyta. Z każdą obróconą kartką martwiłam się co strasznego może się zdarzyć...

Dlatego właśnie gorąco Wam ją polecam! 
-LBM
 











niedziela, 15 listopada 2015

Leyzabeth. Lizzley. IV

Wcześniej. Miley.
-Jesteś gotowa? - pyta. Przytakuję tylko. - no to chodźmy. - mówi i schodzimy po schodach. Moja mama razem z Dawidem jedzą śniadanie. Ubrani są jakby mieli wychodzić do pracy.
-Gdzie się wybieracie? - pyta spoglądając podejrzliwie. Ja nawet nie wiem gdzie idziemy. Przyglądam się Adrianowi.
-Idziemy do parku. Jest jeszcze parę miejsc które chciałbym zobaczyć.
-Dobrze, tylko nie wracajcie za późno, dzisiaj chcielibyśmy zjeść wspólną kolację.
-Ja zapraszam. - mówi Dawid spoglądając znad gazety. Przez parę sekund mój umysł nie widzi obcych sobie ludzi. Tak chciałby widzieć rodzinę. Ojca mówiącego znad gazety, matkę szczęśliwą patrząc na niego. Brata, który uśmiecha się od ucha do ucha spędzającego z siostrą czas. Kiedy jednak mrugam oczami czar pryska, a ja znowu stoję przed przyjacielem mojej matki i jego synem.
-Nie będziemy długo. - mówię i wychodzimy. Słyszę śmiechy dochodzące z głębi domu.
-Kłamca. - szepczę. Spogląda na mnie pytająco.
-Skąd wiesz, że nie idziemy do parku? -pyta
-Ty, park i zabawa. Te trzy słowa się chyba nie potrafią zgrać
-Prawie mnie nie znasz. Więc się nie wypowiadaj. Jeden dzień znajomości nie daje ci takich przywilejów.
-Dobrze, już nie będę. - mówię i idziemy w ciszy. Dochodzimy do parku. Adrian wskazuje mi ławkę. Siadam, po czym on także to robi. Żadne z nas się nie odzywa. - Będziemy tak siedzieć w ciszy? To ma być zabawne? - pytam. 
-A ciebie to nie bawi? - pyta i uśmiecha się jednym ze swoich idealnych uśmiechów poświęconych dla dziewczyn aby mdlały na jego widok. Dobrze, że mnie to nie dotyczy. - Dobra, nie będę trzymał cię już dłużej w niepewności. Chodź. - mówi i idziemy dalej. Przechodzimy parę przecznic po czym Adrian idzie ku wejściu do nieznanego mi budynku. Nie mam pojęcia gdzie mnie prowadzi. dopadają mnie wątpliwości. Przecież zaledwie znam go dwa dni. Czemu więc mu ufam? Czemu dałam się namówić na te wyjście? Gdzie on idzie? Co ja robię? Kiedy dziwne, podejrzliwe myśli krążą po mojej głowie moje nogi idą za nim posłusznie. Jesteśmy w ciemnym holu, słyszę w oddali dudnienie, a także śmiech. Idziemy do jakiegoś klubu? I to o tej porze? - Hej, nie ma się czego bać. Nie jestem seryjnym mordercą. - mówi widząc moją niepewną minę.
-To mnie nie pocieszyłeś. - odpowiadam bezsilnie. - Oni zawsze tak mówią. - szepcę po czym oboje się uśmiechamy. No dobra, mi wychodzi raczej grymas, który jego śmieszy jeszcze bardziej.
-Nie patrz tak na mnie tylko chodź. - mówi ciągnąc mnie za rękę. Dochodzimy w końcu do pomieszczenia, w którym gra muzyka i widzę śmiejących się ludzi, którzy grają w kręgle. W kręgle?
-Czemu akurat wybrałeś kręgle? - pytam. 
-Chcesz szczerą psychopatyczną odpowiedź, czy wolisz proste kłamstwo, które postawi mnie w lepszym świetle? - pyta. Patrzę podejrzliwie. Nie mam pojęcia co ma na myśli. Jestem ciekawa obu odpowiedzi.
-Kłamstwo. - mówię po chwili.
-Kręgle to pierwsze co przyszło mi na myśl. Patrząc na ciebie stwierdziłem, że pewnie nigdy nie byłaś na kręglach, więc postanowiłem uświadomić ci co to takiego. - uśmiecha się. 
-i prawda. - dopowiadam jakby mi przerwał.
-Tak nie można. - oburza się. - Uwierz mi, że wolisz jej nie znać. Chodź. - podchodzimy do lady, z za której wychyla się chłopak o kruczoczarnych włosach. 
-Witajcie. - mówi. - Na ile? - jest młodszy od Adriana. Patrzy na nas znudzonym wzrokiem. Jego twarz jest piegowata i widać na niej efekty dojrzewania.
-Godzinkę, chyba, że młodej się spodoba. - mówi Adrian.
-Rozmiar? - pyta. Podajemy rozmiary swoich stóp i dostajemy ładne, kolorowe, sztywne buty. 
Sala jest dosyć duża. Znajduje się tu sześć torów. Dwa z nich są zajęte przez całe rodziny składające się ze starszych osób i paru dzieciaków. My podchodzimy do jednego ze środkowych torów. Adrian wpisuje nas do dziwnego komputerka i pokazuje mi jak rzucać. Na początku zupełnie mi nie wychodzi. Ale po pewnym czasie zaczynam rozumieć jak powinnam trzymać palce i jak puszczać kule, które są cięższe niż się spodziewałam. Adrian jest cierpliwym nauczycielem i do tego dobrym graczem. Kiedy pytam czy często gra, tłumaczy mi, że dawniej chodził ze swoim ojcem grać. Opowiada mi także o innych rzeczach, które nauczył go ojciec. Z tego co mówi wnioskuję, że są naprawdę blisko, aż dopada mnie lekka zazdrość. Jednak szybko się wyzbywam tego uczucia, bo jak mogę być zazdrosna o to, że obcy mi człowiek nauczył się tak wielu rzeczy od swojego taty kiedy ja ze swoim nigdy nie miałam kontaktu... Szybko mija nam godzina, a za nią następna i jeszcze kolejna. Świetnie się bawimy, jednak w końcu stwierdzamy, że już mamy dość i nie powinniśmy już dłużej odwlekać powrotu do szarej rzeczywistości. 
-Już koniec? - pyta z ironią chłopak za blatem kiedy oddajemy buty. Obgadywaliśmy go trochę w czasie gry, więc trochę chce nam się śmiać kiedy na niego patrzymy. - Wciągnęło siostrę? - pyta jakbym nie stała obok. 
-My nie jesteśmy rodzeństwem. - mówię pokazując mu, że też tu jestem. Po czym wychodzimy. Oczywiście kiedy Adrian mu płaci.
-Chyba wpadłeś mu w oko. - śmieję się. - Ale komu ty nie wpadłeś w oko. - dodaję, po czym oboje się śmiejemy kiedy przechodzi obok nas wpatrzona w niego dziewczyna. 
-Nie wiem co to za miejsce. Ale chyba nie ma tu facetów. - komentuje nadal uśmiechnięty. Jednak widzę, że jest już przyzwyczajony do zaczepnych spojrzeć i wpatrzonych w niego oczu. Wychodzimy i nie mogę przyzwyczaić się do światła. Spoglądam na komórkę i okazuje się że już południe. Widzę na ekranie parę nieodebranych połączeń. To od mojej przyjaciółki Kalih. Postanawiam po drodze wstąpić do niej. Idziemy w ciszy. Nie opuszcza mnie jednak dobry humor. Uśmiecham się cały czas. Bo przecież zabrał mnie na kręgle. Tylko skąd mógł wiedzieć, że właśnie na nie chcę iść. Nikomu jeszcze nie zdążyłam nawet powiedzieć, że mam na to ochotę. 
-Powiesz mi? Prawdę. Proszę. - spoglądam na niego błagalnym wzrokiem.
-Czemu kręgle?
-Yhm. - kiwam potakująco.
-Nie.
-Proszę. - powtarzam.
-Ale nie będziesz zła? - pyta z wahaniem. 
-Czemu miałabym być zła? - pytam niepewnie.
-No dobrze... Przeprowadziłem małe śledztwo. Pewnie prędzej, czy później i tak byś się dowiedziała, więc powiem to od razu. Byłem w twoim pokoju. - co? - Ładny tak w ogóle. No...  nie ważne. Zobaczyłem co czytasz. W tej książce bohater zabiera bohaterkę na kręgle, bo pracuje w kręgielni, bla, bla, bla. Więc pomyślałem, że łatwiej byłoby ci się wczuć gdybyś sama coś takiego przeżyła. Próbuję ci pokazać, że możesz robić niektóre rzeczy, o których czytasz. Zaszaleć... Rozumiesz? - patrzy na mnie z nadzieją. - To było głupie, przepraszam. - mówi ze spuszczoną głową. 
-Hmm. To w sumie w stylu psychopaty. Dosyć przerażające, ale też urocze. - mówię, mam mętlik w głowie. -Czy masz mnie za jakieś głupie dziecko, które nie potrafi żyć w rzeczywistym świecie? - pytam.
-Nie. No co ty... Chciałem tylko umilić ci czytanie i pokazać, że kręgle to niezła zabawa. Wierzysz mi, prawda? - nie mam pewności czy mówi prawdę.
-Chyba tak...Pamiętaj jednak, że nie jesteś moim starszym bratem i nie musisz mnie niczego uczyć. A tym bardziej tego, że nie można żyć książkami. - spoglądam na niego spod przymrużonych powiek. Wyciąga ręce w obronnym geście zapewniając, że rozumie.  
-Skąd wiedziałeś gdzie iść? Do tej kręgielni. No i że jest tu coś takiego, jak kręgielnia...
-Jest coś takiego jak internet. - mówi z ironią. - To że, tu nie mieszkałem, nie znaczy, że jestem z kosmosu... - próbuje rozładować, trochę napiętą atmosferę. Chyba nie do końca mu wychodzi.
-Okey. - resztę drogi przemierzamy w ciszy. Dopiero pod domem Kal informuję go, że muszę wstąpić do przyjaciółki.
-Do zobaczenia w domu. - odwraca się. Chwytam go w ostatniej chwili za rękę. Spogląda zdziwiony.
-Mimo tego, że jesteś psychopatą i seryjnym mordercą, świetnie się bawiłam. I... dziękuję. - mówię po czym odchodzę. Zanim wchodzę do Kal widzę jaki jest zadowolony z siebie i mimowolnie też się lekko uśmiecham.

Teraz. Elizabeth
Wczorajszy dzień był totalną porażką. Wróciłam zmęczona do domu. Padłam na łóżko i obudziłam się dopiero rano, czyli jakieś dziesięć minut temu. Już czuję, że Kal nie przyjdzie do pracy. Nieźle wczoraj popiła i razem ze swoim chłoptasiem poszli do kina, a z jej późniejszych wiadomości wywnioskowałam, że także i do niego. Kiedy Kal nie wraca na noc do domu to oznacza, że nie pojawi się w szkole, czy w pracy. Mi też nie chce się wstawać, jednak lenistwo przezwyciężam myślą o nowym mieszkaniu. O własnej klitce daleko od podejrzliwego spojrzenia mamy, sprawdzającej co chwile czy jeszcze żyję. Mój wieczór był zupełną odwrotnością upojnej nocy Kalih, którą z pewnością spędziła z ukochanym. Zwykle wysyła mi rano milion wiadomości z jakimiś motywującymi tekstami. Dzisiaj jednak nic. Co dziwne, jednak nie potrzebuję żadnej zachęty. Ogarniam się w łazience i idę do kuchni zjeść śniadanie. Mama już je kanapki.
-Dzień dobry kochanie. - mówi i uśmiecha się. - Przygotowałam ci coś. - wskazuje mi jajecznicę i tosty. 
-Dzięki. - mówię i zabieram się za jedzenie.
-Jak wczorajsza randka? - pyta z nadzieją w głosie. Próbuje zamaskować zadowolenie, ale nie do końca jej wychodzi.
-To nie facet dla mnie.
-Aha. - widzę dokładnie rysujące się rozczarowanie na jej twarzy. Rozmawiamy jeszcze chwilę po czym wychodzi do pracy. Wiem, że nie powinnam, ale czuję ulgę. Kiedy patrzy na mnie mam ciągle uczucie, że ją rozczarowuję, jednak nie potrafię być szczęśliwą córką jakiej pragnie. Nie potrafię zapomnieć niektórych rzeczy, których naprawdę nie chciałabym widzieć. Nie czuję jakby to był mój dom. Czasem pragnę być gdzie indziej jednak nie mam pojęcia gdzie. Spoglądam na zegar wiszący na ścianie w naszej małej kuchni. Muszę już wychodzić. Zabieram torbę i idę do pracy.
W kafejce za ladą stoi już Scott. 
-Cześć dziewczyno. - krzyczy na powitanie.
-Hej. - mówię ponuro.
-Kal dzisiaj nie będzie, więc będziesz musiała ogarnąć większość klientów sama. I kuchnia jest dzisiaj zamknięta, więc wydajemy same napoje. 
-Okey. - wzdycham.
-Dzięki nieobecności Kal więcej zarobisz.
-Duże pocieszenie. - mówię pod nosem. Po paru godzinach okazuje się, że nieźle sobie radzę sama i Scott oznajmia mi, że musi iść po dziecko do przedszkola. Nie mam nic do gadania, zostaję sama. Jak na złość piętnaście minut po jego wyjściu przychodzi grupa nastolatków. Zamawiają parę rzeczy i akurat jednej z nich nie potrafię przygotować. Scott nie odbiera, Kal także. Muszę coś wymyślić. Jak przygotować kawę "cynamonowy grzech"? Nikt nie informował mnie, że takie coś istnieje. Spoglądam do karty na skład kawy i próbuję połączyć składniki w takich proporcjach jakie wydają mi się odpowiednie. Przygotowuję pozostałe napoje, które na szczęście znam. Jednak te cynamonowe coś nie daje mi spokoju. Zanoszę klientom ich zamówienia mając nadzieję, że chłopak który to zamówił jeszcze nigdy tego nie pił i że nie ma pojęcia jak ma to smakować. Podaję chłopakowi kubek. Uśmiecha się do mnie. Wygląda znajomo. Może to ktoś ze szkoły, bo jestem pewna, że nie znam osobiście tego gościa. Ma brunatne włosy i przyciągające spojrzenie. Wygląda na jakieś dwadzieścia lat. Ma ładne rysy twarzy. Siedzi przy stoliku z dziewczyną i trzema chłopakami. Nie chcę im dalej przeszkadzać w rozmowie, więc odchodzę zastanawiając się jak bardzo źle może to smakować. Nagle do kawiarni wchodzi uśmiechnięta Kal ze swoim chłopakiem. 
-Cześć! 
-Witajcie. - mówię bez zbędnego entuzjazmu. 
-Przyszłam pokazać Chrisowi gdzie pracujemy i przy okazji z chęcią napijemy się dobrej kawy. - tłumaczy. - Myślę, że musimy pogadać o wczoraj. - mówi z wyrzutem. - O Masonie. - szepcze. Po chwili wpatrywania się we mnie siadają do stolika. W jego obecności wygląda na najszczęśliwszą osobę na świecie. Zaczynam się zastanawiać co takiego w sobie ma, że potrafi ją tak uszczęśliwić. Z rozmyśleń wybudza mnie wołanie.
-Przepraszam, ale to... - chłopak wskazuje na kubek mojej wielkiej improwizacji. Zamykam z przerażeniem oczy. Nie chcę wylecieć z pracy z powodu głupiej kawy. Nie wylecę, prawda? To chyba niemożliwe... A w sumie. Wszystko mi jedno. - to najlepsza kawa jaką w życiu piłem. A piłem tę kawę tu już chyba milion razy, ale nigdy nie smakowała tak dobrze. - nie potrafię pozbyć się zaskoczenia z twarzy, bo zupełnie nie tego się spodziewałam. Chociaż chłopak ewidentnie przesadza, nie mogę pozbyć się uczucia, że mówi szczerze. Ma coś takiego w spojrzeniu, że po prostu wszyscy wierzą mu na słowo. - Kto ją robił jeśli mogę wiedzieć? - pyta.
-Ja...? - bardziej pytam niż stwierdzam fakt. 
-Wyjdź za mnie. - mówi uśmiechając się. - Pragnę żebyś robiła mi taką kawę do końca życia. - wyznaje z radością w oczach. Spoglądam na jego znajomych, nie wydają się jakoś bardzo zaskoczeni. Czy oni się ze mnie nabijają?
-Masz coś z głową? - pytam cicho.
-Nie, z tego co wiem, to raczej nie. - rozglądam się po sali, na szczęście nie ma innych klientów oprócz... Kal. Zapomniałam. Widzę jak nie potrafi się powstrzymać od śmiechu.
-Nabijacie się ze mnie? - patrzę podejrzliwie.
-Czy po prostu nie potrafisz przyjąć komplementu, że robisz najlepszą kawę na świecie? - pyta nadal uśmiechnięty. Wygląda tak autentycznie. Gdyby powiedział mi to jakikolwiek inny chłopak pomyślałabym, że to tani tekst na podryw. Ale ten chłopak wygląda tak przekonująco... że mam ochotę się uśmiechnąć.
-Nie wiem. Po prostu wszystko pomieszałam, tak na prawdę to nie potrafię robić tej kawy. - wyznaję. 
-Jesteś niesamowita. - mówi wpatrując się we mnie. 
-Dzięki. Czy mogę już iść? - nie wiem co innego mogę powiedzieć.
-A wyjdziesz za mnie? - uśmiecha się zawadiacko. 
-Jeśli dzięki temu nie będę musiała wracać do domu, to z chęcią... - wzdycham.

LEYZABETH. LIZZLEY. 
LEYZABETH. LIZZLEY. II
LEYZABETH. LIZZLEY. III

czwartek, 29 października 2015

Targi Książki w Krakowie

Tydzień temu odbyły się w Krakowie XIX Targi Książki. Oczywiście nie mogłam odpuścić sobie tak ważnego wydarzenia, a więc byłam tam! Choć trudno się do tego przyznać; to były moje pierwsze takie targi. I byłam niesamowicie pozytywnie zaskoczona. Kiedy tylko wchodziło się do hali z każdej strony w oczy rzucały się książki. Były wszędzie! No w końcu to były TARGI KSIĄŻKI, czemu się dziwić? A jednak... Wszędzie było czuć ich piękny zapach. Niesamowite przeżycie! Mnóstwo ciekawych osób i spotkań. Tyle książek wołało z oddali "zabierz mnie do domu". Jednak po długim zastanawianiu się i dokładnej selekcji na moją półkę przywiozłam ze sobą "TAJEMNY OGIEŃ" autorstwa C.J Daugherty oraz Cariny Rozenfeld. Muszę się Wam przyznać, że nie żałuję, że odrzuciłam tak wiele książek, bo dla tej było warto! Na targach miałam możliwość zobaczyć panią C.J Daugherty. Kiedy ją spotkałam miałam jeszcze większą ochotę na przeczytanie wszystkiego co napisała. Nie wiem czego to zasługa, ale całkowicie spodobał mi się jej sposób bycia, a także to o czym opowiadała. Miałam już wcześniej styczność z jej twórczością - zaczęłam czytać serię Nocnej Szkoły. Pierwszą część "WYBRANI" mam już za sobą, jednak nigdy nie miałam czasu na dalsze czytanie i naprawdę żałuję, jak skończę czytać już rozpoczęte książki z pewnością zabiorę się za "DZIEDZICTWO" - drugą część Nocnej Szkoły. O "TAJEMNYM OGNIU" opowiem Wam już niedługo. Jednak chciałam powiedzieć wszystkim zaczytanym i zakochanym w książkach, że naprawdę warto wybrać się na takie targi. Ja z pewnością pojawię się w Krakowie za rok. Myślę już nawet o Warszawie... Więc jeśli macie taką możliwość i chęci to nie zastanawiajcie się! Polecam!

Little Book Monster
  

wtorek, 13 października 2015

Obca

Hejka bookmonsterzy!
Dzisiaj opowiem Wam o książce, którą dopiero co skończyłam czytać i trochę mną wstrząsnęła. Ta książka to niesamowita historia. Sama nie mogłam uwierzyć, że tak mnie pochłonęła, spodziewałam się, że opisy osiemnastowiecznej Szkocji mnie zanudzą. Jednak, wierzcie mi lub nie, ale nie nudziłam się ani przez sekundę. Może już się domyślacie o czym mówię? Oczywiście o książce "Obca" Diany Gabaldon. Piękna historia miłości, która niesamowicie pobudza wyobraźnię. Rzadko kiedy potrafię sobie dokładnie wyobrazić te piękne okolice, które opisują w książkach jednak w tym przypadku jakoś nie miałam z tym problemu.


Książka opowiada o Claire, która wybiera się ze swoim mężem Frankiem do Szkocji, gdzie para zamierza odbudować łączącą ich miłość po długiej rozłące, która nastąpiła przez wojnę. Warto wspomnieć, że Claire była pielęgniarką i interesuje się botaniką. Pewnego dnia Claire dotyka wielkiego kamienia, który przenosi ją w czasie. Dziewczyna nie potrafi w to uwierzyć, próbuje jakoś sobie to wytłumaczyć, ale w końcu akceptuje to co się wydarzyło. W 1743 roku spotyka przodka swojego męża, oraz Szkotów, którzy ją porywają. Poznaje młodego chłopaka o imieniu Jamie, któremu najpierw uratuje życie, a później połączy ich coś na podobieństwo przyjaźni. Mogłabym tak długo opowiadać co się działo w tej niesamowitej książce, jednak jeśli chcielibyście się dowiedzieć, myślę, że lepiej będzie jeśli sami po nią sięgniecie niż, jeśli ja będę Was tu zanudzać. Książka ma wiele stron, ale czyta ją się zadziwiająco szybko. Akcja także szybko się rozwija i nie mam jej nic do zarzucenia. Oprócz tego, że czasem naprawdę miałam ochotę krzyknąć lub płakać po tym co się działo... Opowieść momentami zabawna, a momentami przerażająca. Czasem wstrząsały mną opisy. Czasem wolałabym zapomnieć niektórych przeczytanych zdań. Nie jest to z pewnością książka dla osób, które lubią delikatne, wrażliwe opisy, gdzie wszystko jest piękne. Nie jest to książka na jeden wieczór, na odprężenie. Trzeba się nastawić, że spędzimy z nią więcej czasu i że przeżyjemy niesamowitą przygodę, której ja najchętniej nie kończyłabym. Powieść zainteresowała mnie wszystkim co związane ze Szkotami i nie mogę się doczekać następnej części. Mam nadzieję, że w Waszym przypadku będzie tak samo.


-LBM

"- Och tak - odparł dość niechętnie. - Jestem twoim panem... a ty moją panią. Chyba nie mogę posiąść twej duszy, nie tracąc własnej."
Diana Gabaldon – Obca



poniedziałek, 5 października 2015

Leyzabeth. Lizzley. III

Wcześniej. Miley.
Wracaliśmy późno do domu prowadząc przyjemną rozmowę, czasem się sprzeczając. Dowiedziałam się, że Adrian mieszkał niedaleko jak był mały. Zupełnie tego nie pamięta, bo kiedy miał roczek przeprowadził się z rodzicami do większego miasta, gdzie jego ojciec dostał dobrą pracę. Teraz przyjaciel mojej matki jest szefem w znanej gazecie. Z tego co wywnioskowałam z opowiadań Adriana, jego matka wyjechała kiedy jeszcze był dzieckiem, nie mam pojęcia czemu i gdzie. On unika tego tematu. Adrian chodził do prywatnych szkół i był prymusem w szkole, do czego jak twierdzi niechętnie się przyznaje. W liceum znalazł "miłość swojego życia" - Amandę. Także w liceum zaczął imprezować i stał się jednym z tych wyluzowanych nastolatków. Znalazł też cel w swoim życiu i zaczął pisać książki. Talent odziedziczył po ojcu, który dzięki swojemu pisaniu wzbił się na szczyt kariery. Jednak ich style są zupełnie inne, ponieważ jego ojciec na początku był zwyczajnym dziennikarzem, jednak Adrian nie czuje się dobrze w opisywaniu jakiś prawdziwych zdarzeń, woli pisać fikcję. Zaproponowałam mu, że z chęcią przeczytam co napisał, ale tylko mnie wyśmiał. Ja także opowiedziałam mu coś o sobie, chociaż zwykle ciężko mi to idzie, jemu potrafiłam wyjaśnić jak bardzo jestem nudna. Podczas mojej opowieści, czasem się śmiał, a czasem słuchał z powagą. Głównie mówiłam o książkach i o tym jak uwielbiam je czytać i układać na półkach. Ale opowiedziałam mu również o moim dzieciństwie, że moja matka nigdy nie miała łatwo, bo ojciec zostawił ją jeszcze zanim się urodziłam. Nigdy go nie poznałam. Mówiłam też trochę o moim bracie, o tym, że dziwnie jest być bliźniaczką kogoś, kogo się tak naprawdę nie zna. Wspomniałam także o ojczymie, do którego jeździ mój brat i którego nazywa ojcem, a z którym ja nie chcę mieć nic wspólnego. Jednak zachowałam dla siebie poczucie odrzucenia przez "ojca" kiedy zabierał do siebie tylko mojego brata, z którym zawsze miał lepsze kontakty. Dlatego kiedy rozstali się z matką nie bardzo chciałam się z nim widywać. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, co było naprawdę dziwne, znaleźliśmy jakąś nić porozumienia i oboje wiedzieliśmy co przeżywa druga osoba opowiadając o swoim dzieciństwie i zostawieniu przez jedno z rodziców, dlatego łatwo nam było nie zadawać pytań. 
Kiedy dochodzimy do domu, jest już prawie dziesiąta. Otwieram drzwi i wchodzimy po cichu do domu. Słyszę śmiech i głosy. Spoglądamy na siebie zdziwieni. Wchodzimy do kuchni i zastajemy naszych rodziców siedzących przy stole popijających wino. Spoglądają na siebie i świata poza sobą nie widzą. Zanim przekroczyłam próg i zobaczyłam która godzina pomyślałam, że moja mama może się już martwić. Jednak ona bawi się w najlepsze i widocznie nawet nie zauważyła, że mnie nie było. Adrian kaszle i nasi rodzice spoglądają na nas zaskoczeni.
-Ooo! Już jesteście. - mówi moja mama, czerwieni się jakby przyłapana na gorącym uczynku. Nie często widzę ją taką wesołą.
-Jest już dziesiąta. - mówię.
-Tak późno? - pyta zaskoczona.
-Zasiedzieliśmy się. - tłumaczy Dawid.
-Nie musicie się nam z niczego tłumaczyć. - mówi Adrian i uśmiecha się konspiracyjnie do ojca. 
-A może wy powinniście. - mówi moja mama swoim zwyczajnym, poważniejszym tonem. 
-To znaczy? - pytam.
-Pokazałaś Adrianowi wszystko? Dogadaliście się? - pyta.
-Tak, mamo. - mówię i daję jej do zrozumienia żeby nie drążyła tematu.
-Miley pokazała mi wszystko, oprowadziła mnie po całej okolicy, dlatego tak długo nam zeszło.
-To dobrze. - kwituje moja mama i uśmiecha się. Nastaje niezręczna cisza. Wpatrujemy się w siebie nawzajem.
-Znalazłem dzisiaj ciekawy dom. - mówi Dawid, tym samym przerywając te dziwne milczenie. - Jeśli jednak będę chciał się tam przeprowadzić potrwa to jeszcze parę tygodni. Rozmawiałem już z twoją matką Miley, ale chcę znać też twoją opinię i jeśli nie masz nic przeciwko jeszcze trochę pozawracamy wam głowę. - mówi uśmiechając się niepewnie. Jego uśmiech jest dokładnie taki sam jak jego syna. 
-A jeśli przeszkadza? - pytam czysto teoretycznie. No i żeby potrzymać ich w niepewności. Jednak moja mama spogląda złowrogo w moją stronę.
-Poszukamy jakiegoś hotelu... - zaczyna tłumaczyć Dawid.
-Oczywiście możecie zostać. - mówię. - To ja już pójdę do pokoju. - mówię i próbuję się uśmiechnąć.
-Ja też. Dobranoc. - mówi Adrian.
-Dobranoc. - słyszymy dochodząc do schodów. Kiedy otwieram drzwi mojego pokoju słyszę jeszcze: "jutro pokażę ci co to zabawa." Nic nie mówię tylko trzaskam drzwiami i padam zmęczona na łóżko. Kilometry wędrówki po okolicy dają po sobie znać, a dodatkowo dopiero teraz czuję zmęczenie uśmiechania się i bycia miłą oraz towarzyską. Mam ochotę znowu zamknąć się w skorupę nudy i bycia starą sobą, cichą, dobrze mi znaną. Jednak zasypiam z myślą o obietnicy, która wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Zabawa, powiadasz? - Trzymam cię za słowo...

Teraz. Elizabeth.
To niby jest zabawa? Pytam samą siebie siedząc w kinie obok Kalih i oglądając jakąś nudną komedię. Kiedy wyciągała mnie z domu mówiła, że będzie fajnie i z pewnością będę dobrze się bawić. Tak naprawdę wyciągnęła mnie żeby brat jej chłopaka też miał jakieś towarzystwo. Siedział obok mnie z wyciągniętą ręką na oparciu mojego fotela myśląc, że w końcu się przełamię i położę tam także swoją. Nie wiem czy on wyobraża sobie, że będzie tak pięknie jak na filmach? Nie ze mną te numery. Ze mną to będzie naprawdę trudna randka. Chłopak Kal jest bardzo wysoki, ma blond włosy, trochę rude na końcówkach. Ma duże zielone oczy, których nie sposób nie zauważyć. Jest bardzo wysportowany, od piątego roku życia gra w piłkę, o czym ciągle gada. Moja dzisiejsza randka jest nieco niższa i mniej wysportowana. Chłopak interesuje się sportami jednak nie jest wielką gwiazdą sportu, młodym bogiem i najbardziej znanym chłopakiem w szkole, który umawia się z dziewczyną wyglądającą jak modelka z młodszej klasy. Oczywiście mówię tu o mojej przyjaciółce i jej chłopaku Chrisie. Gdybyście przebywali w ich obecności pięć minut zżerałaby was nieopisana zazdrość i nienawiść do nich. Myślelibyście, że są idealni, aż zbyt piękni, a co dopiero kiedy idziecie z nimi na randkę i musicie patrzeć jak przez cały film emanuje od nich miłości i perfekcja. Jednak i tak Kal jest moją "siostrą" i naprawdę cieszę się jej szczęściem. Co nie znaczy, że ma prawo wyciągać mnie na jakieś chore podwójne randki z ciemnookim blondynem, który tylko czeka na okazję, żeby mnie dotknąć. Mason jest naprawdę przystojny i stara się być czarujący i miły, szkoda tylko, że nie wie, że to na mnie nie działa. Przynajmniej nie w jego wypadku. Chłopak jest w naszym wieku i chodzi do innej szkoły. Za dużo o nim nie wiem, bo wcale nie chcę się dowiadywać. Kiedy w końcu film się kończy i wzdycham ciesząc się, że nareszcie będę mogła położyć się do łóżka, słyszę słowa, które w sekundę niszczą wszystkie moje plany. 
-Chris zarezerwował dla nas stolik w restauracji. - mówi Kal. Mam ochotę ją udusić, bo te słowa są jednoznaczne z IDZIECIE Z NAMI. Spogląda na mnie uśmiechając się niepewnie. Przechodzi obok i szepcze przeprosiny tak, żebym tylko ja słyszała. 
Więc idziemy do restauracji. I to nie do byle jakiej restauracji. Chociaż Chris to ideał nastolatka, super uczące się ciacho i wydawałoby się, że ma wszystko, bo jego rodzice są po prostu bogaci, to wcale tak nie jest. Chłopak nie jest próżny i ma pieniądze, bo sam na nie ciężko zapracował, jak twierdzi Kal. Wygrał też jakieś konkursy i w ogóle. Ale zazwyczaj jak Kal zaczyna o tym opowiadać włącza mi się tryb wpadania jednym uchem, a wypadania drugim. To co wyżej powiedziałam to były jej słowa kiedy jeszcze dobrze go nie znała, przecież wszyscy wiedzą, że nie byłabym w stanie powiedzieć coś w stylu, że jest super ciachem. Zjeść się go raczej nie da...
Siadamy przy stoliku i czuję na sobie wzrok paru osób przyglądających się mojej krótkiej czarnej sukience, która nie do końca pasuje do ubiorów reszty ludzi w restauracji. Nawet Kal ma na sobie coś bardziej odpowiedniego. Jednak nie jestem osobą, którą przejęłyby te zaciekawione spojrzenia. Kalih podtrzymuje rozmowę z chłopcami, a ja zajmuję się własnymi myślami. Przyglądam się jasnym ścianom i wszystkim obrazom, które wydają się ciekawe. Rozglądam się po sali, robiąc wszystko byleby nie nawiązywać kontaktu wzrokowego z Kal lub chłopakami, ponieważ nie mam ochoty odpowiadać na ich przeróżne pytania, żeby Mason mógł mnie lepiej poznać. Mój wzrok w końcu się zatrzymuje. Sama nie wiem czemu, ale spoglądam teraz na chłopaka o brązowych włosach, ubranego w koszulę i spodnie od garnituru. Siedzi i śmieje się od ucha do ucha. Jest taki beztroski, a jego śmiech zaraża jego rozmówców. Opowiada coś z zamiłowaniem gestykulując i uśmiechając się. Nagle pragnę być taka jak on. Szczęśliwa. Wesoła. Uśmiechnięta. Mimo woli uśmiecham się lekko, a jego oczy nagle spoglądają na mnie. Powinnam odwrócić wzrok. Powinnam udać, że się czemuś przyglądam, bo z pewnością wyglądam teraz jak idiotka. Jednak tego nie robię. Przypatruję mu się, a on patrzy na mnie. Mruży lekko brwi. Spogląda pytająco. Wzruszam prawie niezauważalnie ramionami. On posyła mi uśmiech. 
-Lizz! Słyszysz mnie w ogóle? - odwracam się kiedy Kal kopie mnie pod stołem. Czuję się rozkojarzona tak jakbym była obudzona z dziwnie realistycznego snu. Jednak to nie był sen, a ja wlepiałam wzrok w jakiegoś chłopaka. Nigdy mi się nie zdarzają takie rzeczy. No.. prawie nigdy. 

niedziela, 4 października 2015

Zakładki do książek



Dzisiaj chciałam się z Wami podzielić moimi zakładkami do książek. Ostatnio kiedy pogubiłam już większość moich zakładek i nie miałam czym zaznaczyć gdzie skończyłam czytać - doszłam do wniosku, że czas zaopatrzyć się w nowe. Jednak wstrzymałam się z kupowaniem kolejnych rzeczy związanych z książkami i postanowiłam sama spróbować coś wykonać. Nie do końca miało wyglądać to tak, jak wygląda teraz, ale to moje pierwsze zakładki, więc nie można oczekiwać od nich nie wiadomo czego. Na razie na próbę zrobiłam tylko cztery, ale może jak znowu będę miała trochę czasu zrobię kolejne. Mam przynajmniej taką nadzieję. Może sami spróbujecie?

I propozycja:


II propozycja dla fanów THE HUNGER GAMES - Suzanne Collins:




III propozycja:


Oraz IV i ostatnia propozycja dla fanów THE MORTAL INSTRUMENTS - Cassandra Clare:


Która zakładka do książek najbardziej Wam się podobała? A może żadna? Dajcie znać :) 

-LBM





piątek, 11 września 2015

Leyzabeth. Lizzley. II

Wcześniej. Miley.
Park, kino, sklepy, knajpy, jeszcze czego? Jakbym nie miała nic lepszego do roboty tylko włóczenie się z jakimś obcym facetem po mieście. No w sumie... nie mam nic lepszego do zrobienia, oprócz czytania książek oczywiście. Ale nadal pozostaje pytanie czemu ja? Stoję zestresowana przed jego pokojem i zastanawiam się czy zapukać czy lepiej ukryć się w szafie i udawać, że mnie nie ma. Czasem kiedy chcę pobyć naprawdę sama, tak właśnie robię. Moja szafa jest naprawdę duża... Niestety drzwi się otwierają kiedy już prawie odchodzę. Spogląda na mnie z przymrużonymi oczami.
-Podsłuchujesz mnie? – pyta jak gdyby nigdy nic. Ma na sobie zwykłą koszulkę i jeansy. No tak, powinnam coś odpowiedzieć. Czemu niby miałabym go podsłuchiwać?
-Nie… ja… hmm. – chyba nie poszło mi zbyt dobrze z odpowiedzeniem. - Idziemy? – pytam tylko.
-Pewnie. – odpowiada i uśmiecha się.
Idziemy przez chwilę w ciszy. Nie wiem o czym miałabym mu opowiadać. On pochłania wzrokiem okolicę. Czuję się niepotrzebna. Nie chcę tu być. Mogę już wrócić do domu?
-Gdzie mnie prowadzisz? – pyta. Przez większość czasu staram się mu nie przyglądać, ale nie wiem jak mam mówić nawet na niego nie patrząc, kiedy on próbuje nawiązać kontakt wzrokowy. Patrzy na mnie wyczekująco i przy okazji mierzwi swoje włosy.
-Najpierw przejdziemy przez park, pójdziemy zobaczyć kino i małe centrum handlowe, później sklepiki z żywnością, twój college jest niedaleko. No a potem jakieś kawiarnie i restauracje… to chyba wszystko. – mówię jednym tchem i wyliczam na palcach.
-Nie musisz mnie wszędzie oprowadzać, wiesz? – pyta i przypatruje mi się ostrożnie.
-Nie no, wiesz, nie mam nic lepszego do roboty niż zajmowanie się znajomymi mamy. – mówię sarkastycznie. Mam nadzieję, że nie załapie.
-Rozumiem. – śmieje się. – Naprawdę dam sobie radę, jestem dorosły i z pewnością się tu odnajdę. Myślę, że twoja mama także o tym wie. Więc pozostaje pytanie kto tu kim ma się zajmować… - mówi spoglądając ze współczuciem. Przystaję.
-Chcesz mi powiedzieć, że to ja potrzebuję opieki? – pytam zdenerwowana. Co on sobie wyobraża, nie jestem już małym dzieckiem.
-Nic takiego nie powiedziałem. – wzrusza ramionami. – Ale powiedz mi. Często wychodzisz z domu? – nie mam pojęcia co odpowiedzieć. Prawda z pewnością byłaby odpowiedzią, jaką on chce usłyszeć. Więc nie daję mu tej satysfakcji. 
-Wystarczająco. – odpowiadam wymijająco.
-Co to w ogóle za odpowiedź? – pyta marszcząc brew.
-Zresztą, to nie twoja sprawa. – mówię buntowniczo. On tylko się śmieje. Jego śmiech w tym momencie mnie denerwuje, ale muszę przyznać, że jest nieco zaraźliwy.
-Widzisz… mam swoją teorię. – patrzy na mnie z góry na dół. Jest ode mnie dużo wyższy.
-Nie wiem czy chcę jej słuchać. – wzdycham.
-Może wcale nie chodzi o opiekę. – i tak mówi.
-Aha…
-Może raczej potrzebujesz rozrywki? – patrzy wyzywająco.
-A ty zamierzasz mi ją dostarczyć? – posyłam mu takie same spojrzenie.
-Chyba mógłbym się ulitować nad taką biedną istotką jak ty. – mówi, a ja mam ochotę go uderzyć. Lekko, tak po prostu jak robi się to z przyjaciółmi. Nie wiem czemu. Przed chwilą nie potrafiłam wydusić ani słowa, a teraz sprzeczamy się w najlepsze.
-Nie potrzebuję twojej pomocy. - mówię cicho.
Kiedy idziemy dalej myślę o tym co mi powiedział. Może moja mama chce żebym wyszła z domu, więc specjalnie zaplanowała to wyjście dla mnie, a nie dla niego. Ale czy to możliwe? W sumie moja mama często powtarza, że nie powinnam przesiadywać w domu. 
-Znowu będziesz udawać, że nie potrafisz mówić? - pyta. 
-Nic nie udaję, po prostu myślę. - odpowiadam. Przechodzimy właśnie obok domu, w którym mieszka Kalih. Jest to mały jednopiętrowy domek, w którym mieszka ze starszym bratem. Jej starszy brat Matthew wychowuje ją sam już od pięciu lat. 
-Nad czym tak myślisz? - podkreślił słowo myślisz, jakby wątpił czy w ogóle potrafię.
-Czy naprawdę jestem aż tak nudna, że moja mama musi mi to uświadamiać - sama nie wiem czemu, ale odważyłam się odpowiedzieć szczerze. Patrzy na mnie zastanawiając się co odpowiedzieć. Nie wie, czy mówię serio.
-Nie przejmuj się tak. Teraz każe ci wychodzić, a za niedługo będzie mówić, że masz zostać. Jak byłem młodszy też przesiadywałem w domu i wszyscy mówili żebym wychodził częściej, a moja mama powtarzała to na okrągło. Gdyby teraz mnie zobaczyła pewnie by mnie nie poznała i pewnie prosiłaby żebym nie chodził na te okropne imprezy. - stara się mnie pocieszyć.
-Gdzie teraz jest twoja mama, że cię nie zna takiego? - pytam. Zazwyczaj nie lubię przechodzić do trudnych tematów, ale w jego głosie wyczułam dziwną nienaturalną nutę, aż musiałam spytać.
-Wyjechała dawno temu, ale nie chcę o tym gadać. - próbuje powiedzieć to jak gdyby nigdy nic, jednak nie do końca mu wychodzi.
-Hmm. Rozumiem. To co cię tak zmieniło? Jakoś nie pasujesz mi do typu grzecznego chłopca. - próbuję ostrożnie zmienić temat. Stajemy na światłach. Spogląda na mnie z zawadiackim uśmieszkiem.
-Jestem grzecznym chłopcem. - mówi, śmiejąc się i znowu przeczesując palcami włosy.
-Może wczoraj na takiego wyglądałeś, ale dzisiaj mnie już nie oszukasz. Zaproponowałeś mi, że pokażesz mi co to zabawa...
-Ty też jesteś zupełnie inna niż wyglądasz.
-Najłatwiej odeprzeć atak, atakiem... - mówię kiedy idziemy dalej. - A niby na kogo wyglądam? - pytam z zaciekawieniem.
-Na cichą, szarą myszkę. - mówi.
-Pozory mylą. - nie wiem czy to prawda. Przecież zazwyczaj jestem "cichą, szarą myszką". Jedynie wśród bliskich i najlepszych przyjaciół potrafię się otworzyć i być właśnie taka, jak jestem teraz. Może nazywa się to byciem szczęśliwym?
-Myślałem na początku, że się nie dogadamy, ale może nie jesteś taka mądra na jaką wyglądasz. - stwierdza znowu uśmiechając się szeroko.
-Czy to miał być komplement? - pytam niepewnie.

Teraz. Elizabeth.
-Cześć. - mówię do Kal. Uśmiecha się jak zwykle. Swoje zazwyczaj rozpuszczone, ciemne, kręcone włosy spięła w kok. Wchodzimy razem do kawiarni. Jest to nieduże pomieszczenie ze ścianami wyłożonymi kostką i kamieniami. Na ścianach są powieszone piękne obrazy różnych wielkich miast, takich jak Paryż, Amsterdam, Nowy Jork. Wiszą tu długie lampy i wszystko jest w stylu vintage. Naprawdę całość wygląda niesamowicie, a wydaje się tu być bardzo przytulnie. Podchodzimy do barku. Stoi za nim wysoki, umięśniony brunet. Jest przyjacielem Kal, który załatwił nam tu pracę. Nie mam pojęcia jak miał na imię.
-Witajcie dziewczynki. - uśmiecha się lekko.
-Cześć Scott. - mówi Kal. Właśnie.. Scott. 
-Chodźcie oprowadzę was po kuchni. - mówi i prowadzi nas przez drzwi do niedużego pomieszczenia, gdzie krząta się parę osób. Kuchnia jest niewielka. Wszędzie jasne ściany, nowoczesny sprzęt i szare meble. Nic specjalnego. Scott oprowadza nas po małych magazynach i pokazuje gdzie stoją wielkie lodówki. Tłumaczy nam co należy do naszych zadań i pokazuje jak należy robić poprawnie kawę. Jest bardzo cierpliwy i spokojny. Pozwala nam obsłużyć pierwszych klientów i kiedy kończymy po dwóch godzinach chwali nas, że jak na pierwszy dzień to poszło nam nawet całkiem nieźle. Na koniec wyjaśnia nam o której będziemy w tygodniu przychodzić, oraz kiedy w weekendy. Praca nie była, aż tak bardzo męcząca. Męczące było uśmiechanie się do wszystkich, które nie przychodziło mi tak łatwo jak Kal. Starałam się być dla wszystkich miła i nie wdawać się w kłótnie, które ostatnio niestety czasem mi się zdarzały. Nawet z obcymi ludźmi.
-I jak ci się podobało? - pyta Kal kiedy idziemy powoli w stronę naszych domów. Mieszkamy tylko dwa domy od siebie. Ona mieszka z tatą, z którym nie ma tak dobrych relacji jak ja z mamą. Chociaż można się kłócić z tym czy nadal się świetnie dogadujemy. 
-Pytasz o pracę. Czy w pracy może być fajnie? - pytam.
-Czemu musisz być wiecznie taka skwaszona. Nie możesz się wreszcie uśmiechnąć i cieszyć tym. że tu jesteś? - pyta przystając.
-Cieszę się... chyba. - mówię. - Przepraszam, było naprawdę w porządku. Myślę, że to nam pomoże w rozpoczęciu wszystkiego od nowa. - staram się mówić jak najweselej potrafię, może jak będę to powtarzać, sama w to uwierzę. Patrzy na mnie podejrzliwie. Po chwili się uśmiecha. Przytula mnie.
-Pewnie, że pomoże. Za niedługo będziemy mieszkały w pięknym apartamencie. - mówi i ściska mnie jeszcze mocniej. Za mocno.
-Auć.
-Przepraszam. - szepcze i mnie wypuszcza z objęć. - Lizzi, damy radę, skończymy szkołę i będziemy wolne. - zapewnia i pojedyncza łza płynie jej po policzku.
-Hej, nie płacz przeze mnie. - mówię, naprawdę nie chce żeby ten dzień był jeszcze bardziej przybijający.
-Nie płaczę przez ciebie głuptasie... Po prostu strasznie się cieszę, że jesteś tu ze mną. - ociera łzę i uśmiecha się. Nawet Kal, moją wiecznie uśmiechniętą i radosną Kal, potrafię doprowadzić do takiego stanu.
-Masz na myśli te okropne miasteczko? Czy raczej ten podły świat? - nie potrafię się powstrzymać. Próbuję się uśmiechnąć, ale nie bardzo mi wychodzi.
-Jedno i drugie... - odpowiada smutno.

Książki - powodem, by oddchać

Czasem książki wstrząsają nami bardziej niż inne. Czasem czytając chce nam się płakać i krzyczeć. Pouczyć główną bohaterkę\bohatera co powinien zrobić. Właśnie takie książki wstrząsają najbardziej. Po tą książkę, o której dziś zamierzam Wam opowiedzieć długo zastanawiałam się czy sięgnąć. Jednak w końcu to zrobiłam i nie żałuję ani sekundy czytania jej. Wzięłam ją na wakacje, czytałam ją i czytałam i naprawdę nie chciałam jej kończyć. Ponieważ bałam się zakończenia. Dobra już dłużej nie będę trzymać Was w niepewności. Książką o której mówię jest "Powód, by oddychać" autorki - Rebecci Donovan. I muszę Wam się przyznać, że podczas czytania jej ODDYCHAŁAM Z TRUDEM (to tytuł drugiej części serii ODDECHY).


Książka opowiada o Emmie, która nie ma dobrych kontaktów ze znajomymi. Ma tylko jedną przyjaciółkę, która zna jej tajemnicę, a od reszty jest można powiedzieć... odcięta. Ciągle ukrywa się pod bluzami i innymi ubraniami żeby nic nie wyszło na jaw. Ale co ma nie wyjść na jaw? To że najbliższe jej osoby, zamiast dbać o nią i ją kochać, niszczą jej życie? Że chociaż powinna żyć w spokoju, dobrze się bawić i spełniać swoje marzenia, ona tylko martwi się o to czy przeżyje następny dzień. A nawet jeśli, to czy po nim nastąpi kolejny? Dziewczyna chce jedynie przetrwać do końca szkoły. Jednak nie jest to łatwe kiedy w miejscu, w którym powinna czuć się bezpiecznie dopadają ją potwory, lęki, koszmary. Czasem sport przynosi jej ukojenie, a czasem po prostu musi w sobie wszystko tłumić. Czemu ktoś tak bezbronny, tak wrażliwy musi przeżywać coś takiego? Czy poznanie kogoś nowego, wyjątkowego może pogorszyć sytuację, czy pokazać świat w jaśniejszych barwach? Czy coś takiego jak miłość może pomóc? Może sami spróbujecie się przekonać?
Książka wzrusza i prowokuje do głębszych przemyśleń. Z każdą stroną czytałam z coraz większym zainteresowaniem, ale też strachem, co się może wydarzyć. Podczas czytania jej czułam mnóstwo sprzecznych emocji. Tak jak się spodziewałam skończyłam ją ze łzami w oczach zastanawiając się; czy to możliwe, że już koniec? I po prostu musiałam sięgnąć po następną część. Życzę Wam żebyście także musieli sięgnąć po kolejną książkę z tej serii. Miłego czytania!!
LBM

"W rozrachunku między miłością a stratą to miłość popychała mnie do walki o to, by... oddychać."
-Rebecca Donovan "Powód, by oddychać"

czwartek, 10 września 2015

Leyzabeth. Lizzley.

Wcześniej. Miley.
-Cześć córeczko. – ni stąd ni zowąd moja mama wchodzi do pokoju.
-Hej. – mówię tylko i nie odwracam wzroku od książki. Jestem na momencie kiedy główna bohaterka ma w końcu przyznać, że kocha przystojnego, wiecznie pewnego siebie mężczyznę, którego uwielbiam od pierwszej strony.
-Pamiętasz może jak mówiłam ci, że przyjeżdża do nas mój przyjaciel na parę dni.
-Taa… - zbywam mamę.
-Pomieszka tu parę dni z synem, ponieważ dopiero załatwiają mieszkanie. – mówi siadając koło mnie na łóżku.
-Tak, tak… - czytam dalej.
-Słuchasz co do ciebie mówię? Może w końcu oderwiesz się od tych książek. Powinnaś spędzić trochę czasu ze znajomymi. Syn Dawida jest od ciebie dużo starszy, ale to bardzo mądry człowiek, myślę, że znajdziecie wspólne tematy. - tłumaczy. Zamyka mi książkę.
-Mamo! – krzyczę. - W takim ważnym momencie. – wzdycham.
-Słyszałaś?
-Syn kogo? – pytam próbując sobie przypomnieć co takiego mówiła.
-Syn mojego przyjaciela o którym ci opowiadałam niedawno.
-A ten… chłopak, w którym się kochałaś jak byłaś młoda. – uśmiecham się do niej szeroko. Patrzy na mnie ponurym wzrokiem. – Jak byłaś młodsza. – poprawiam. Szturcha mnie i śmieje się razem ze mną.
-Tak kochanie. Tylko jak będą ani słowa o tym, niedawno rzuciła go jego dziewczyna, nie chcę żeby sobie myślał nie wiadomo co.
-Dobrze mamo. – mówię i otwieram ponownie książkę.
-Posłuchaj jeszcze chwilkę i dam ci spokój. – spoglądam na nią wzdychając. – Dawid mieszkał tu kiedy byliśmy młodzi. – podkreśliła słowo młodzi. – I zna okolice, ale nie ma czasu żeby pokazać ją Adrianowi, bo musi załatwiać sprawy związane z domem i pracą. Więc zaproponowałam, że ty mu pokażesz.
-Co? Jakiemu Adrianowi? – oburzam się.
-Syn Dawida ma tak na imię. – tłumaczy zniecierpliwiona. – Czasem do ciebie trzeba mówić jak do małego dziecka. – wzdycha i kręci głową.
-Ile on ma lat?
-Dwadzieścia.
-Co? Mam oprowadzać jakiegoś obcego faceta? – pytam zdenerwowana, że będę musiała włóczyć się po mieście i oprowadzać jakiś znajomych mamy. – Nie chcę. Nie będę miała o czym z nim gadać. Jak sobie ich zaprosiłaś to teraz się nimi zajmuj. – ucinam i wracam do książki.
-Proszę kochanie. Ja będę pomagać Dawidowi. Nie będą u nas długo. Potrzebuję twojej pomocy. A Adrian to miły młody człowiek, pomoże ci ze szkołą, na pewno znajdziecie wspólne tematy, on też lubi się uczyć. Będzie tu studiował.
-Mamo, ja się dobrze uczę, ale to nie znaczy, że lubię się uczyć. A to jest różnica. – patrzę na nią zrezygnowana i przemierzam dalej wzrokiem po literach.
-Dobrze kotku, bądź dla nich miła. – mówi i podchodzi do drzwi.
-Kiedy przyjeżdżają? – pytam niby od niechcenia. Jednak krew mi pulsuje na samą myśl, że stracę mnóstwo czasu na zajmowanie się nudnymi znajomymi mamy.
-Dzisiaj. – oznajmia jak gdyby nigdy nic.
-Co? – krzyczę. Mama wychodzi żeby uniknąć dalszej kłótni. Próbuję się uspokoić i wracam do czytania.
……………………………………………………………………………………………………………………….........................
-Miley!! – krzyczy mama. Przerywam czytanie i schodzę na dół. Widzę moją mamę ubraną w elegancką sukienkę. Szykuje stół. Krząta się po naszej jadalni. Jest to pokój o jasnych ścianach z dużym stołem na środku. – Otwórz drzwi kochanie. Już przyjechali. – mówi nawet na mnie nie spoglądając. Kazała mi ubrać się ładnie, więc nałożyłam na siebie obcisłe jeansy i elegancką czarną bluzkę. Spięłam długie włosy w kok i włożyłam do nich dwa ołówki, które zawsze noszę ze sobą, ponieważ lubię rysować, czasem w najbardziej zaskakującym momencie. Wiem, że kolacja będzie przeraźliwie nudna, więc mogą się przydać. Podchodzę do drzwi. Dzwonek dzwoni nieustannie. Gdyby nie mama nawrzeszczałabym na nich, że wystarczy tylko raz zadzwonić. Otwieram drzwi. Jednak zamiast zastać w nich dwóch dorosłych mężczyzn, widzę tylko mojego brata bliźniaka. Zamykam mu drzwi przed nosem.
-Co ty robisz? – mama prawie dostaje zawału.
-To tylko ten idiota, mój brat. – mówię na tyle głośno żeby słyszał.
-Miley, nie mów tak do brata. – mówi i odchodzi z powrotem do kuchni
– Jak jeszcze raz nie puścisz dzwonka to cię nie wpuszczę! – mówię i otwieram drzwi. Mój brat śmieje się aż nie potrafi złapać tchu. – Co w tym śmiesznego? Przecież wiesz jak mnie to wkurza. – mówię i już mam odejść od drzwi kiedy zza rogu wychyla się chłopak.
-Przepraszam, to chyba moja wina. Dzwonek się zaciął. – mówi chłopak i uśmiecha się przepraszająco. Czuję, znaczy nic nie czuję oprócz tego, że spalam się ze wstydu. Czy ten dzwonek naprawdę był taki wkurzający? Czemu musiałam się tak zdenerwować głupim dzwonkiem?
-Może nas w końcu wpuścisz idiotko. – mój brat szczerzy się do mnie. Odwracam się od drzwi i szybko idę do kuchni.
-A więc już poznałeś moją siostrę bliźniaczkę. – słyszę kiedy siadam na krześle udając, że nie istnieję. –Niby jest taka mądra, ale czasem totalnie jej odbija i zastanawiam się czy to na pewno moja siostra… - tłumaczy mój brat.
-Nie przejmuj się… lepiej mieć taką siostrę niż nie mieć żadnej. – odpowiada chłopak. Trochę bolą mnie jego słowa. Tak jakbym była kimś nienormalnym. Jestem wściekła na siebie, na brata i na moją mamę za to że ich zaprosiła, a przede wszystkim na tego chłopaka.
-Witaj! – krzyczy moja mama. – Ale wyrosłeś. Jesteś już dorosłym mężczyzną i ten lekki zarost. Och! – Przytula go, a on oddaje uścisk i uśmiecha się radośnie.
-Dzień dobry ciociu. – mówi tym swoim aksamitnym głosem. Przyglądam się mu pierwszy raz. Jest wysoki i szczupły. Widać, że wysportowany, a także dobrze ubrany. Ma na sobie ładny garnitur i trampki. Te dwie rzeczy rzadko się łączą, ale jemu to pasuje. Jego zmierzwione ciemne włosy opadają lekko na czoło. Jest przystojny i ma lekki zarost, który dodaje mu uroku. Ile on miał lat? Wygląda na dwadzieścia…
-Mów mi po imieniu. Ostatni raz jak cię widziałam sięgałeś mi do ramion, a teraz mnie przerosłeś. – mówi przyglądając się mu uważnie.
-A ty Rachel nic się nie zmieniłaś. – mówi mężczyzna, który właśnie wchodzi przez drzwi.
-Z ust mi to wyjąłeś tato. – mówi oburzony chłopak. Mama wita się z jasnowłosym mężczyzną. Chłopak bardzo przypomina ojca, te same rysy twarzy, te same jasno brązowe oczy. Jedynie włosy mają zupełnie różnych odcieni. Mężczyzna jest trochę tęższy od syna jednak także jest bardzo przystojny. Nie dziwię się, że mama się w nim podkochiwała. Mój brat także się wita z Dawidem, a mama wskazuje na mnie i coś mówi pod nosem.
-Wybacz mojej córce, nie miała pojęcia, że… - mówi do chłopaka.
-Nic nie szkodzi, moja dziewczyna robi mi codziennie takie awantury. – przerywa mamie i uśmiecha się do mnie. Jego szczery uśmiech sprawia, że czuję się tylko gorzej.
-Miley. – mówi Dawid i podchodzi do mnie. – Aleś wyrosła. Pamiętam jeszcze jak Adrian się tobą zajmował. Ale to było dawno. Miałaś wtedy… hmm… trzy latka. - czuję się źle. Wszyscy na mnie patrzą. Jak ja nie lubię takich sytuacji... Mogę już wrócić do pokoju?
-Tak. Adrian miał wtedy chyba z dziesięć lat, a Miley skończyła trzy. Ale ten czas szybko leci. Czuję jakby to było wczoraj, a od tego czasu minęło już jedenaście lat… – kwituje mama.
-A czemu mnie nie pamiętacie? – pyta mój brat. Jako jedyny z wszystkich nie jest odświętnie ubrany. Ma na sobie zwykłą koszulkę i wytarte jeansy. Bardzo jest do mnie podobny z wyglądu, ma tylko ostrzejsze rysy twarzy. Tak poza tym mamy ten sam jasny kolor włosów i oczu. Jesteśmy dokładnie tej samej wysokości i nawet ważymy prawie tyle samo. Poza tym wszystko nas dzieli. On jest buntowniczym dzieckiem, które zawsze znajduje się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Nie lubi czytać, tylko gra w te swoje nudne, krwawe gry. Jego jedynym zainteresowaniem jest oglądanie meczów, na jednym z nich przed chwilą był. Nie mogę mu niczego zarzucać, nie uważam siebie za ciekawszą osobę. Spędzam całe dnie na uczeniu się, czytaniu książek lub rysowaniu, rzadko wychodzę z domu. Nie mam takich relacji z bratem jak zazwyczaj bliźniaki mają w książkach i filmach. Większość czasu mój brat spędza u taty, wiele kilometrów stąd. Ja nie mam z nim w ogóle kontaktu. Sama tak wybrałam i wiem, że tracę jakąś część siebie przez to, ale tak jest lepiej. Mój brat zdecydował inaczej i nie mogę mieć mu tego za złe. Jednak przez to tracimy pewną więź, którą mamy od urodzenia.
-Byłeś wtedy u taty. – tłumaczy mama.
-Pamiętasz nas? – pyta Dawid. Kiwam tylko przecząco głową. Po chwili zasiadamy do kolacji. Próbuję sobie przypomnieć moje wczesne lata, jednak nic nie przychodzi mi do głowy. Kolacja mija na wspominaniu dawnych czasów. Zarówno szkolnych – mojej mamy i Dawida, jak i wtedy kiedy byliśmy małymi dziećmi. Adrian opowiada o studiach, które ma zacząć po skończeniu wakacji. Mój brat wyśmiewa się z różnych rzeczy. Chyba tylko ja czuję się nie na miejscu. Nie mam o czym opowiadać. Nie lubię się wychwalać, więc kiedy moja mama próbuje chwalić się moimi osiągnięciami w nauce, pragnę jak najszybciej zniknąć. Po kolacji mama przygotowuje pokój dla gości, a ja zmywam naczynia. Słyszę z kuchni jak mój brat z wielkim zaangażowaniem opowiada coś naszym gościom. Też chciałabym czasem być taka wyluzowana jak on. Kontakty z rówieśnikami to nie jest moja mocna strona. Jedyną osobą z jaką się dogaduje jest Kalih, którą znam od dzieciństwa. Kal jest śliczną ciemnowłosą dziewczyną o charakterystycznych, dużych ciemnych oczach. Jest wyjątkowa i jeszcze nigdy nie widziałam jej smutnej. Każdy dzień w jej obecności jest jak nadejście długo oczekiwanego lata. Tak samo jak mój brat jest moim całkowitym przeciwieństwem. Nagle czuję coś na ramieniu. Podskakuję ze strachu i talerz, który właśnie myję wylatuje mi z rąk. Chociaż spodziewam się usłyszeć trzask i zaciskam z przerażeniem oczy, nic takiego się nie dzieje. Kiedy otwieram je widzę Adriana, który trzyma moją zgubę parę milimetrów od podłogi.
-W ostatniej chwili. – mówi uśmiechając się pyszałkowato. Spoglądam na niego spod przymrużonych powiek. – Nie chciałem cię przestraszyć… przepraszam. – mówi.
-Ale to zrobiłeś. – mówię i próbuję wziąć mu talerz. Przytrzymuje go.
-Słyszałem, że pokażesz mi okolicę. – znowu się uśmiecha, nadal nie puszczając talerza. Wreszcie go puszcza, a ja wywracam oczami.
-Z wielką przyjemnością. – mówię pod nosem kiedy odchodzi. Wcale nie miało to brzmieć jakbym chciała go w tym momencie udusić… Adrian i jego ojciec idą na górę przygotowywać się do spania i wreszcie mogę zachowywać się jak chcę. Nie muszę uważać co mówić i nie czuję się pod presją. Zostajemy sami. Ja, mama i Gabriel. Patrzę na mamę błagalnym wzrokiem.
-Czemu  Gabriel nie może pokazać okolicy Adrianowi? – pytam mamy.
-Jadę dzisiaj w nocy do taty. Mówiłem ci o tym tydzień temu. – tłumaczy zniecierpliwiony. - W piątek wylatuję na wakacje. – mówi. No to koniec, moja ostatnia deska ratunku… zatonęła… i co? poszłam na dno.

Teraz. Elizabeth.
-Wiem, że to dla ciebie trudne, ale naprawdę tego chcę.
-Masz dopiero 19 lat. Jeszcze całe życie przed tobą.
-Ale ja w końcu chcę zacząć żyć na własny rachunek. Chcę być samodzielna.
-Żeby zacząć takie życie trzeba najpierw znaleźć pracę.
-Mamo, już znalazłam. - oznajmiam z dumą.
-Co? – patrzy na mnie jakbym nie wiem co złego zrobiła.
-Będę pracować w pobliskiej kawiarni. – tłumaczę.
-Kochanie…
-Mamo, nie jestem już dzieckiem. Jeszcze niedawno mówiłaś, że muszę się tu wpasować, więc właśnie staram się to zrobić. Znalazłyśmy sobie pracę razem z Kal i teraz zamierzamy zarobić na mieszkanie, czy to ci się podoba czy nie.
-Wiem, wiem. Rozumiem, że jest ci trudno po tym wszystkim co przeszłaś, ale nie musisz się ode mnie odcinać. Chcę tylko ci pomóc.
-Nie chcę pomocy. Nie chcę żebyś cały czas była taka ostrożna, chcę się poczuć w końcu normalnie, nie jak pod ciągłą obserwacją. Nie chcę mieć łatwiej i nie chcę tego wszystkiego. – wskazuję wszystko dookoła. - Chcę normalnego życia. Normalnych przyjaciół i normalnej pracy. Nie odbieraj mi tego… - mówię po czym idę do swojego pokoju. Małego pokoiku o jasnych ścianach z wielkim oknem wychodzącym na las. Nie czuję się tu jak w domu. Nawet sama nie wiem jakie to uczucie być w domu. Już tego nie pamiętam…  

poniedziałek, 7 września 2015

Wakacje w Paryżu


Dzisiaj chciałabym Wam zaproponować bardzo wakacyjną, przyjemną i krótką lekturę. Wiem, że już po wakacjach, ale gdybym miała Wam opowiadać o niej za rok, pewnie już nie pamiętałabym połowy rzeczy, o których chcę opowiedzieć. Jednak nawet na jesienny czy zimowy wieczór przy ciepłej herbatce będzie pewnie Nam przypominać o przebytych wakacyjnych przygodach, historiach, miłościach. Opowiem o książce: "Ten Jeden Dzień" autorki Gayle Forman. Już wcześniej czytałam od tej autorki dwie książki - "Zostań, jeśli kochasz", a także "Wróć, jeśli pamiętasz". Jednak bardziej podobała mi się książka opowiadająca o przygodzie i może także o miłości w Paryżu. Główną bohaterką jest Allyson, która razem z przyjaciółką pojechała na wycieczkę zwiedzając Europę. Jednak nie udało jej się zobaczyć miejsca, do którego chciała pojechać najbardziej - Paryża. Dzięki temu, kiedy spotyka pewnego niesamowitego chłopaka, przystaje na propozycję, żeby wybrać się tam właśnie z nim. Na jeden wyjątkowy dzień. Z Willemem (bo tak ma na imię chłopak) Allyson czuje dziwną więź. Potrafi z nim rozmawiać o wszystkim i o niczym. Dziewczyna nagle staje się swoją całkowitą odwrotnością, ponieważ na co dzień spontaniczność oraz nierozważność są jej obce. Czy to może być zasługa chłopaka? Czy może go pokochać w jeden dzień? Jak w ogóle mogłoby się to zdarzyć? Tym bardziej, że chłopak nawet nie zna jej prawdziwego imienia... Ten jeden dzień odwraca jej całe życie do góry nogami. Kiedy wraca do domu jest zupełnie inną osobą. Czy po tym co przeżyła poradzi sobie do powrotu do rzeczywistości? Przecież nie może zapomnieć... Jeśli chcecie odpowiedzi na te pytania, to musicie niestety sobie sami na nie odpowiedzieć. Chociaż uwierzcie mi, że naprawdę chciałabym powiedzieć coś więcej.




Sama nie wiem czy ta książka podobała mi się dlatego, że jest taka nieprzewidywalna, czy to może dlatego, że moim marzeniem jest pojechać do Paryża. Może jedno i drugie. Chociaż to bardzo mało prawdopodobne, że taka przygoda może się przytrafić komukolwiek z Nas, to i tak, ta historia mi się bardzo podobała i nie żałowałam, że sięgnęłam po tą książkę. Jest bardzo wciągająca i czytając o Paryżu możemy się poczuć jakbyśmy prawie tam byli. Czytając tą książkę widziałam te wszystkie uliczki i byłam tam razem z bohaterami, a to rzadko mi się zdarza. Naprawdę cudownie było czytać tę historię; tak słodkiej i prawie niemożliwej miłości. Już nie mogę się doczekać następnej części. Już na szczęście jest!!! "Ten Jeden Rok" - dla wszystkich, którym spodoba się pierwsza część. Mam nadzieję, że będziecie chociaż w połowie zachwyceni tak jak ja.

-LBM



 Miłego czytania!!


niedziela, 6 września 2015

Faceci marzeń

"Mam mnóstwo chłopaków. Są poukrywani na moich półkach pomiędzy stronami"


Też tak macie, że kiedy tylko przeczytacie o jakimś przystojnym, słodkim chłopaku nie może Wam wyjść z głowy? Ja tak niestety mam. Później przyłapuje się na wymyślaniu jakichś niestworzonych historii z tymi bohaterami. Czemu autorzy muszą robić nam coś takiego?? I stwarzają ideały... (btw według mnie ideały nie istnieją). Z każdą książką coraz trudniej sprostać oczekiwaniom, jednak pisarze jak na razie sobie świetnie radzą z wymyślaniem nowych coraz to lepszych bohaterów. Dzisiaj podzielę się z Wami moją listą ulubionych chłopaków z książek (mogłam o niektórych pozapominać, a niektórzy się nie zmieścili... niestety).


Numer 1 na mojej liście jest już od dłuższego czasu i jak na razie nie widzę innej opcji, nie kto inny, jak WILLIAM HERONDALE z serii "Diabelskie Maszyny" Cassandry Clare. Po prostu co tu dużo tłumaczyć, on jest perfekcyjny! Rozpoczynając na jego ciemnych włosach, a kończąc na przecudownym, zmiennym charakterze. Pewnie wiecie o co mi chodzi... a Ci, którzy nie wiedzą, to zachęcam do zapoznania się z tym niesamowitym bohaterem sięgając po pierwszą część serii, czyli "Mechaniczny Anioł".

Numer 2 to kolejny bohater z książki Cassandry Clare (tak... wiem, ale przecież to nie moja wina, że tworzy takich wspaniałych facetów). Jak już niektórzy z Was się domyślają, jest to JACE z serii "Dary Anioła". Nie wymieniam jego nazwiska, bo nie chcę powiedzieć czegoś za dużo, jednak nie obiecuję, że kiedyś mi się nie wymsknie jak się nazywa. Czemu nr 2? Bo pierwsze miejsce już jest zajęte. Po prostu uwielbiam jego samozachwyt i samouwielbienie. Kocham jego poczucie humoru, oczy i uśmiech. Uwielbiam wszystko co z nim związane, jednak to Will jest tym ideałem (który nie istnieje).

Numerem 3 jest oczywiście ALEX STEWART z książki "Love, Rosie" Cecelii Ahern. I powiem szczerze, że nie wiem czy to zasługa książkowego czy filmowego Alexa. Obu po prostu uwielbiam. Alex jest według mnie niesamowicie słodki i która nie chciałaby mieć takiego przyjaciela, a co dopiero chłopaka. Alex jest jedyny w swoim rodzaju i friendzone powinno być zakazane!

Numer 4 zajmuje IAN z "Intruza" Stephanie Meyer. Och! Co tu więcej mówić. Która dziewczyna nie chciałaby żeby facet "patrzył" na jej wnętrze, na duszę, a nieważne jak wygląda... Ian jest kolejnym słodkim facetem, który podbił moje serce. Jest bardzo przystojny, ale przede wszystkim jest kochany i opiekuńczy. Myślę, że jest wspaniałym facetem.

Kolejny, czyli numer 5 to LEVI stworzony przez Rainbow Rowell w książce "Fangirl". Ten chłopak po prostu rozwala system swoim szerokim uśmiechem i dobrym nastawieniem. Uwielbiam jego pozytywne podejście do świata i jak to stwierdziła główna bohaterka "flirtowanie" ze wszystkimi. Więcej takich ludzi, którzy są mili i uprzejmi dla wszystkich! Oczywiście swój urok osobisty nie zawdzięcza tylko swojemu przecudownemu charakterowi, ale także swoim blond włosom i jak już wspominałam - uśmiechowi.

Następny na liście, czyli numer 6 jest JOSH BENNET z książki "Morze Spokoju" Katji Millay. Po prostu kocham go za to, że pozwolił zostać Natsyii w tym garażu... 

Numer 7 to książę. Kto może być bardziej pociągający niż książę? Korona, niewinność, przystojny wygląd i ta niesamowita opiekuńczość. O jakim księciu mowa? Oczywiście o MAXONIE z serii "Selekcja" Kiery Cass. Maxona pokochałam głównie za jego miłość, którą obdarzył Americę. I zawsze im kibicowałam. Maxon jest wrażliwym i kochanym facetem, a do tego wszystkiego wiadomo, że wspaniałym ojcem. 

Numer 8 poświęcę dla jednego z moich dawnych ukochanych. Z serii, którą czytałam dawno temu, ale ten facet nadal ma u mnie wyjątkowe miejsce. A jest nim DAMON SALVATORE z serii "Pamiętniki Wampirów" L.J.Smith, a także później nieznanego autora. Damon podbija serce swoim mrocznym uśmieszkiem, poczuciem humoru i po prostu całą resztą siebie. Jest zabawny, arogancki, niesamowicie przystojny, ale też potrafi być opiekuńczy i kochający. Tak bardzo chciałam żeby to on był z Eleną...

No i w końcu numer 9, który należy ponownie do bohatera z serii "Dary Anioła", a jest nim SIMON LEWIS. Muszę się przyznać, że przez większość czasu go bardzo lubiłam, ale nie zajmował miejsca na mojej liście najlepszych facetów. Jednak uwielbiałam go za jego przyjaźń, a później byłam trochę na niego zła jak potraktował Mayę i Isabelle, następnie znowu go bardzo lubiłam. Ale w "Mieście Niebiańskiego Ognia" pokochałam go i byłam wdzięczna za wszystko co zrobił. I to wszystko było takie smutne... Ale nieważne, teraz ważne jest to, że Simonowi należy się to miejsce bardziej niż innym bohaterom, o których także mam ochotę napisać, takim jak  Dean Holder, Evan Matthews, Gideon, Peeta, czy Cztery...
No więc, tak o to mniej więcej wygląda moja lista. Oczywiście z każdą nową książką może ona się zmienić... A Wy jakich facetów uwielbiacie?? Do kiedyś tam :)
Little Book Monster





sobota, 5 września 2015

Czytanie - podróż w nieznane

Postanowiłam opowiedzieć coś o sobie, więc może zacznę... od początku... Od czego to wszystko się zaczęło...


Kiedy byłam mała czytałam książki, jednak nie byłam taka przywiązana do nich jak jestem teraz. Czytałam książki takie jak "Hania Humorek", "Pamiętnik Lottie" oczywiście grzecznie sięgałam po wszystkie lektury. Było pewnie trochę tych książek, wszystkich tytułów niestety nie pamiętam. Po pewnym czasie jak to zwykle bywa wyrosłam z dziecinnych książek i w sumie czytałam coraz mniej, sporadycznie. I pewnego dnia znalazłam na półce mojej mamy książkę pod tytułem "Zmierzch" autorstwa Stephanie Meyer. Wiem co myśli sobie teraz większość z Was... Jednak mimo całej nienawiści do Zmierzchu, która jest wszechobecna, ja takowej nie czuję. Tak naprawdę gdybym nie znalazła wtedy tej książki i gdyby nie pochłonęłaby mnie do reszty, teraz prawdopodobnie nie pisałabym tych słów, a także nie przeczytałabym wielu genialnych książek (za które serdecznie dziękuję wszystkim wspaniałym autorom). Tym samym nie przeżyłabym tak wielu przygód i nie byłabym tym kim jestem teraz. Tak... wszystko zaczęło się od "Zmierzchu" serii o wampirach, która rozpoczęła modę na wampiry, wilkołaki i inne stwory. Ta książka bez reszty mnie połknęła i nie mogłam się uwolnić z jej szponów przez długi, długi czas. Zakochałam się w istotach nadprzyrodzonych i czytałam kolejne serie, takie jak "Dom Nocy", "Upadli", "Nieśmiertelni" i wiele, wiele innych tego typu książek. Kolejnym przełomem w moich przygodach z książkami były oczywiście "Igrzyska Śmierci", których autorką jest oczywiście Suzanne Collins. Od tego czasu uwielbiałam czytać wszystko co związane z straszną wizją przyszłości, tak zwane dystopie. Do teraz uwielbiam je czytać. Jednak w międzyczasie natrafiłam na serię, która całkowicie mną wstrząsnęła i którą pokochałam najbardziej z wszystkich. A może raczej powinnam powiedzieć, że na dwie serie. Oczywiście tymi książkami są "Dary Anioła" oraz "Diabelskie Maszyny", którym z chęcią poświęcę innym razem więcej czasu, ponieważ każdemu kto ich jeszcze nie czytał, chciałabym pokazać, że naprawdę warto. Ale kontynuując mój wywód na temat przeszłości... niedawno przyszedł czas kiedy wolę czytać książki o ludziach bez nadprzyrodzonych zdolności, o nastolatkach, porywach serca, trudnych tematach, zawodach miłosnych i o dorastaniu. W sumie o tym co otacza mnie na co dzień, ale jest ciekawiej przedstawione, ubarwione i często kończy się happy endem co rzadziej dzieje się w rzeczywistości. Często też natrafiam na książki, które są tak wzruszające i smutne, że wylewam morza łez i o nich w szczególności nie zapominam. Tak o to minęło parę lat mojej wielkiej przygody z książkami (nawet dokładnie nie pamiętam ile to już trwa). Wiem jednak, że z pewnością ta przygoda jeszcze będzie trwać wiele, wiele lat i mam nadzieję, że ten blog rozpocznie kolejny ciekawy rozdział w tej podróży (którą może być czytanie, albo może raczej życie). Kocham czytać i kocham pisać więc zdecydowałam pisać o czytaniu. To przynajmniej jakiś pomysł i chciałabym żeby na pomyśle się nie skończyło. Co aktualnie czytam? - Będę informować na bieżąco. Do później!!
Little Book Monster

Fangirl

Hejka!! Dzisiaj opowiem Wam trochę o książce, którą niedawno przeczytałam. Jest nią "Fangirl" autorki Rainbow Rowell. Opowiada ona o Cather, dziewczynie piszącej fanfiki o Simonie Snow, który jest postacią z jej ulubionych książek. Ma ona siostrę bliźniaczkę, która chce w college'u imprezować, szaleć i poznawać nowych ludzi w przeciwieństwie do cichej Cath, która woli przesiadywać w pokoju i pisać nowe historie miłosne o swoich ulubionych bohaterach. Jednak jak to zwykle bywa życie nie daje jej w spokoju być odseparowaną od wszystkiego i wszystkich. Cather także poznaje nowych znajomych i mimo, że oddala się od siostry nabywa nowe przyjaźnie. Jednak nic więcej nie mogę napisać bez spoilerowania... a szkoda. Mogę za to powiedzieć, że według mnie książka jest napisana idealnie. W rozdziały są wplecione fragmenty fanfików Cath oraz "oryginalne" fragmenty z ulubionej serii dziewczyny. Moim zdaniem był to świetny pomysł i bardzo mnie ciekawiło nie tylko co będzie się działo z Cather, ale także w co wpakuje się Simon. Książka jest momentami bardzo zabawna, a czasem smutna i wzruszająca. Często znajdowałam podobieństwa między sobą samą, a bohaterką. Nie sądziłam, że ktoś (nawet jeśli to tylko bohaterka książki) może mieć podobne obawy lub przemyślenia do moich. Szczerze powiedziawszy nie spodziewałam się, że będę się tak dobrze bawić przy czytaniu tej książki. Wszystkim gorąco polecam i mam nadzieję, że Wam też się spodoba i nie będę musiała brać odpowiedzialności za zmarnowany czas. Miłego czytania! 
LBM 


"Co to, kurde, jest fandom?
– Nie zrozumiesz tego – westchnęła Cath, żałując, że użyła tego słowa, i mając świadomość, że jeśli zacznie się tłumaczyć, tylko pogorszy sprawę. Reagan nie uwierzy ani nie zrozumie, że Cath nie jest taką sobie zwykłą fanką Simona. Była jedną z tych prawdziwych. Była fanką, która ma własnych fanów."
-Rainbow Rowell "Fangirl"


"Żyli długo i szczęśliwie", a nawet samo "żyli długo" nigdy nie jest kiczowate. To najszlachetniejsza i wymagająca ogromnej odwagi rzecz, na jaką mogą się zdecydować dwie osoby."
-Rainbow Rowell "Fangirl"