Menu

poniedziałek, 5 października 2015

Leyzabeth. Lizzley. III

Wcześniej. Miley.
Wracaliśmy późno do domu prowadząc przyjemną rozmowę, czasem się sprzeczając. Dowiedziałam się, że Adrian mieszkał niedaleko jak był mały. Zupełnie tego nie pamięta, bo kiedy miał roczek przeprowadził się z rodzicami do większego miasta, gdzie jego ojciec dostał dobrą pracę. Teraz przyjaciel mojej matki jest szefem w znanej gazecie. Z tego co wywnioskowałam z opowiadań Adriana, jego matka wyjechała kiedy jeszcze był dzieckiem, nie mam pojęcia czemu i gdzie. On unika tego tematu. Adrian chodził do prywatnych szkół i był prymusem w szkole, do czego jak twierdzi niechętnie się przyznaje. W liceum znalazł "miłość swojego życia" - Amandę. Także w liceum zaczął imprezować i stał się jednym z tych wyluzowanych nastolatków. Znalazł też cel w swoim życiu i zaczął pisać książki. Talent odziedziczył po ojcu, który dzięki swojemu pisaniu wzbił się na szczyt kariery. Jednak ich style są zupełnie inne, ponieważ jego ojciec na początku był zwyczajnym dziennikarzem, jednak Adrian nie czuje się dobrze w opisywaniu jakiś prawdziwych zdarzeń, woli pisać fikcję. Zaproponowałam mu, że z chęcią przeczytam co napisał, ale tylko mnie wyśmiał. Ja także opowiedziałam mu coś o sobie, chociaż zwykle ciężko mi to idzie, jemu potrafiłam wyjaśnić jak bardzo jestem nudna. Podczas mojej opowieści, czasem się śmiał, a czasem słuchał z powagą. Głównie mówiłam o książkach i o tym jak uwielbiam je czytać i układać na półkach. Ale opowiedziałam mu również o moim dzieciństwie, że moja matka nigdy nie miała łatwo, bo ojciec zostawił ją jeszcze zanim się urodziłam. Nigdy go nie poznałam. Mówiłam też trochę o moim bracie, o tym, że dziwnie jest być bliźniaczką kogoś, kogo się tak naprawdę nie zna. Wspomniałam także o ojczymie, do którego jeździ mój brat i którego nazywa ojcem, a z którym ja nie chcę mieć nic wspólnego. Jednak zachowałam dla siebie poczucie odrzucenia przez "ojca" kiedy zabierał do siebie tylko mojego brata, z którym zawsze miał lepsze kontakty. Dlatego kiedy rozstali się z matką nie bardzo chciałam się z nim widywać. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, co było naprawdę dziwne, znaleźliśmy jakąś nić porozumienia i oboje wiedzieliśmy co przeżywa druga osoba opowiadając o swoim dzieciństwie i zostawieniu przez jedno z rodziców, dlatego łatwo nam było nie zadawać pytań. 
Kiedy dochodzimy do domu, jest już prawie dziesiąta. Otwieram drzwi i wchodzimy po cichu do domu. Słyszę śmiech i głosy. Spoglądamy na siebie zdziwieni. Wchodzimy do kuchni i zastajemy naszych rodziców siedzących przy stole popijających wino. Spoglądają na siebie i świata poza sobą nie widzą. Zanim przekroczyłam próg i zobaczyłam która godzina pomyślałam, że moja mama może się już martwić. Jednak ona bawi się w najlepsze i widocznie nawet nie zauważyła, że mnie nie było. Adrian kaszle i nasi rodzice spoglądają na nas zaskoczeni.
-Ooo! Już jesteście. - mówi moja mama, czerwieni się jakby przyłapana na gorącym uczynku. Nie często widzę ją taką wesołą.
-Jest już dziesiąta. - mówię.
-Tak późno? - pyta zaskoczona.
-Zasiedzieliśmy się. - tłumaczy Dawid.
-Nie musicie się nam z niczego tłumaczyć. - mówi Adrian i uśmiecha się konspiracyjnie do ojca. 
-A może wy powinniście. - mówi moja mama swoim zwyczajnym, poważniejszym tonem. 
-To znaczy? - pytam.
-Pokazałaś Adrianowi wszystko? Dogadaliście się? - pyta.
-Tak, mamo. - mówię i daję jej do zrozumienia żeby nie drążyła tematu.
-Miley pokazała mi wszystko, oprowadziła mnie po całej okolicy, dlatego tak długo nam zeszło.
-To dobrze. - kwituje moja mama i uśmiecha się. Nastaje niezręczna cisza. Wpatrujemy się w siebie nawzajem.
-Znalazłem dzisiaj ciekawy dom. - mówi Dawid, tym samym przerywając te dziwne milczenie. - Jeśli jednak będę chciał się tam przeprowadzić potrwa to jeszcze parę tygodni. Rozmawiałem już z twoją matką Miley, ale chcę znać też twoją opinię i jeśli nie masz nic przeciwko jeszcze trochę pozawracamy wam głowę. - mówi uśmiechając się niepewnie. Jego uśmiech jest dokładnie taki sam jak jego syna. 
-A jeśli przeszkadza? - pytam czysto teoretycznie. No i żeby potrzymać ich w niepewności. Jednak moja mama spogląda złowrogo w moją stronę.
-Poszukamy jakiegoś hotelu... - zaczyna tłumaczyć Dawid.
-Oczywiście możecie zostać. - mówię. - To ja już pójdę do pokoju. - mówię i próbuję się uśmiechnąć.
-Ja też. Dobranoc. - mówi Adrian.
-Dobranoc. - słyszymy dochodząc do schodów. Kiedy otwieram drzwi mojego pokoju słyszę jeszcze: "jutro pokażę ci co to zabawa." Nic nie mówię tylko trzaskam drzwiami i padam zmęczona na łóżko. Kilometry wędrówki po okolicy dają po sobie znać, a dodatkowo dopiero teraz czuję zmęczenie uśmiechania się i bycia miłą oraz towarzyską. Mam ochotę znowu zamknąć się w skorupę nudy i bycia starą sobą, cichą, dobrze mi znaną. Jednak zasypiam z myślą o obietnicy, która wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Zabawa, powiadasz? - Trzymam cię za słowo...

Teraz. Elizabeth.
To niby jest zabawa? Pytam samą siebie siedząc w kinie obok Kalih i oglądając jakąś nudną komedię. Kiedy wyciągała mnie z domu mówiła, że będzie fajnie i z pewnością będę dobrze się bawić. Tak naprawdę wyciągnęła mnie żeby brat jej chłopaka też miał jakieś towarzystwo. Siedział obok mnie z wyciągniętą ręką na oparciu mojego fotela myśląc, że w końcu się przełamię i położę tam także swoją. Nie wiem czy on wyobraża sobie, że będzie tak pięknie jak na filmach? Nie ze mną te numery. Ze mną to będzie naprawdę trudna randka. Chłopak Kal jest bardzo wysoki, ma blond włosy, trochę rude na końcówkach. Ma duże zielone oczy, których nie sposób nie zauważyć. Jest bardzo wysportowany, od piątego roku życia gra w piłkę, o czym ciągle gada. Moja dzisiejsza randka jest nieco niższa i mniej wysportowana. Chłopak interesuje się sportami jednak nie jest wielką gwiazdą sportu, młodym bogiem i najbardziej znanym chłopakiem w szkole, który umawia się z dziewczyną wyglądającą jak modelka z młodszej klasy. Oczywiście mówię tu o mojej przyjaciółce i jej chłopaku Chrisie. Gdybyście przebywali w ich obecności pięć minut zżerałaby was nieopisana zazdrość i nienawiść do nich. Myślelibyście, że są idealni, aż zbyt piękni, a co dopiero kiedy idziecie z nimi na randkę i musicie patrzeć jak przez cały film emanuje od nich miłości i perfekcja. Jednak i tak Kal jest moją "siostrą" i naprawdę cieszę się jej szczęściem. Co nie znaczy, że ma prawo wyciągać mnie na jakieś chore podwójne randki z ciemnookim blondynem, który tylko czeka na okazję, żeby mnie dotknąć. Mason jest naprawdę przystojny i stara się być czarujący i miły, szkoda tylko, że nie wie, że to na mnie nie działa. Przynajmniej nie w jego wypadku. Chłopak jest w naszym wieku i chodzi do innej szkoły. Za dużo o nim nie wiem, bo wcale nie chcę się dowiadywać. Kiedy w końcu film się kończy i wzdycham ciesząc się, że nareszcie będę mogła położyć się do łóżka, słyszę słowa, które w sekundę niszczą wszystkie moje plany. 
-Chris zarezerwował dla nas stolik w restauracji. - mówi Kal. Mam ochotę ją udusić, bo te słowa są jednoznaczne z IDZIECIE Z NAMI. Spogląda na mnie uśmiechając się niepewnie. Przechodzi obok i szepcze przeprosiny tak, żebym tylko ja słyszała. 
Więc idziemy do restauracji. I to nie do byle jakiej restauracji. Chociaż Chris to ideał nastolatka, super uczące się ciacho i wydawałoby się, że ma wszystko, bo jego rodzice są po prostu bogaci, to wcale tak nie jest. Chłopak nie jest próżny i ma pieniądze, bo sam na nie ciężko zapracował, jak twierdzi Kal. Wygrał też jakieś konkursy i w ogóle. Ale zazwyczaj jak Kal zaczyna o tym opowiadać włącza mi się tryb wpadania jednym uchem, a wypadania drugim. To co wyżej powiedziałam to były jej słowa kiedy jeszcze dobrze go nie znała, przecież wszyscy wiedzą, że nie byłabym w stanie powiedzieć coś w stylu, że jest super ciachem. Zjeść się go raczej nie da...
Siadamy przy stoliku i czuję na sobie wzrok paru osób przyglądających się mojej krótkiej czarnej sukience, która nie do końca pasuje do ubiorów reszty ludzi w restauracji. Nawet Kal ma na sobie coś bardziej odpowiedniego. Jednak nie jestem osobą, którą przejęłyby te zaciekawione spojrzenia. Kalih podtrzymuje rozmowę z chłopcami, a ja zajmuję się własnymi myślami. Przyglądam się jasnym ścianom i wszystkim obrazom, które wydają się ciekawe. Rozglądam się po sali, robiąc wszystko byleby nie nawiązywać kontaktu wzrokowego z Kal lub chłopakami, ponieważ nie mam ochoty odpowiadać na ich przeróżne pytania, żeby Mason mógł mnie lepiej poznać. Mój wzrok w końcu się zatrzymuje. Sama nie wiem czemu, ale spoglądam teraz na chłopaka o brązowych włosach, ubranego w koszulę i spodnie od garnituru. Siedzi i śmieje się od ucha do ucha. Jest taki beztroski, a jego śmiech zaraża jego rozmówców. Opowiada coś z zamiłowaniem gestykulując i uśmiechając się. Nagle pragnę być taka jak on. Szczęśliwa. Wesoła. Uśmiechnięta. Mimo woli uśmiecham się lekko, a jego oczy nagle spoglądają na mnie. Powinnam odwrócić wzrok. Powinnam udać, że się czemuś przyglądam, bo z pewnością wyglądam teraz jak idiotka. Jednak tego nie robię. Przypatruję mu się, a on patrzy na mnie. Mruży lekko brwi. Spogląda pytająco. Wzruszam prawie niezauważalnie ramionami. On posyła mi uśmiech. 
-Lizz! Słyszysz mnie w ogóle? - odwracam się kiedy Kal kopie mnie pod stołem. Czuję się rozkojarzona tak jakbym była obudzona z dziwnie realistycznego snu. Jednak to nie był sen, a ja wlepiałam wzrok w jakiegoś chłopaka. Nigdy mi się nie zdarzają takie rzeczy. No.. prawie nigdy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz